Za oknem wiatr i delikatny deszczyk, który dosłownie zrasza tak spragnioną wody ziemię. Może delikatne kropelki zamienią się w soczyste krople, które choć trochę napoją suchą skorupę ziemi? Oby tak się stało, w końcu to lany poniedziałek.
Wczorajszy błękit zmienił się w bladość i szarość nieba, a delikatny wietrzyk zmienił kierunek i powiał swoją ostrością prosto w twarz. Dziś leniwie bardzo i sennie, a ja uwielbiam nadsłuchiwać jak pracują stare drewniane belki mojego domu i jak krople deszczu stukają o blaszany dach.
Skoro klimat ogólnie nakłania do myślenia, to i ja zaczęłam zastanawiać się, czego w swoim życiu nie zrobiłam jeszcze, a co mogłoby mi przynieść radość i dziecięcą frajdę. Początek wydawał się trudny i już prawie zwątpiłam, że cokolwiek wymyślę, lecz nagle pojawiła się mojej głowie myśl, że podróż w nieznane, podróż bez planu gdzieś w najdalsze zakątki świata, byłoby tym, co sprawiłoby mi radość wielką, największą. Być może jedyne, co nosiłoby w sobie namiastkę planu, wiązałoby się z wypełnieniem walizki i zatarganie jej na lotnisko. Reszta wiązałaby się z jego brakiem, z lekką spontanicznością i ciekawością, co przyniesie mi ta podróż. Już wiem, już to postanowiłam, że tak zrobię. Wybiorę się w podróż sama, w pojedynkę do miejsca, w którym jeszcze ziemia nie nosiła moich stóp i tam otworzę serce na to, co przyniesie mi życie.
Za oknem powoli robią się kałuże, a mnie do głowy wpadł kolejny pomysł na to, co mogłabym zrobić, a czego jeszcze nigdy nie robiłam, co mogłoby sprawić mi radość. I wiecie co? Myślę o tym, że piękną przygodą byłoby zanurzyć się w otchłani lasu i spędzić tam noc. Rozbić namiot przy strumyku, rozpalić ognisko, poczytać przy blasku ognia i zasnąć, nadsłuchując głosów lasu. Nie jest mi obce to uczucie, bo klimat namiotu jest mi znany, jednak nigdy jeszcze nie spędziłam nocy w lesie sama samiutka.
Cudownie będzie również spędzić noc na plaży gdzieś, gdzie akurat zaniosą mnie nogi. Wtedy już bez namiotu, abym mogą podziwiać sklepienie gwiazd. Mam już za sobą to doświadczenie, ale wtedy nie byłam sama. Teraz chcę inaczej. Choć od tego momentu minęło jakieś blisko trzydzieści lat, to ja wciąż pamiętam nieboskłon wypełniony milionem gwiazd. Już wiem, że chcę to powtórzyć, a być może wcześniej po prostu wyciągnę z domu materac, który rozłożę w przydomowym ogrodzie i zasnę po prostu, wpatrując się w niebo.
Chciałabym jeszcze spędzić dzień bez ubrań, którymi zasłaniam się na co dzień. Dzień nago, bez krępującego biustonosza i wyciągniętego t-shirta, bez butów, które dzielą mnie od dobrej energii ziemi. Chcę mieć bezpośrednie połączenie. Chcę też poczuć bezwstyd, totalną wolność i pełną akceptację do własnego ciała, pomimo upływu czasu. Chcę poczuć muskanie wiatru, bez zbędnych blokad, które dzielą mnie od tego cudownego uczucia. Wierzę, że trwająca kwarantanna jest darem, który mogę wykorzystać właśnie w taki piękny sposób. To zrobię.
Myślę też o tym, jak cudownie będzie zdjąć buty i na boso przejść przez las, zupełnie na dziko, jak w każdej sekundzie swojego życia robią to zwierzęta. Zamoczyć stopy w lodowatym strumyku i zostawić ślady swojego istnienia na drugim jego brzegu, odetchnąć pełną piersią surowym, skąpanym w cieniu powietrzem i zanurzyć się w wilgotnej ziemi.
Takie mam plany na resztę swojego życia. Wiem też, że doświadczywszy pierwszy raz cudownego doświadczenia, pachnącego dziką nowością, w ślad za nim pojawią się inne pomysły, które będę chciała zmienić w rzeczywistość.
Ludziom wydaje się, że twórcze życie jest zakorzenione w fantazji. A prawda jest trudniejsza do przełknięcia: kreatywność jest zakorzeniona w rzeczywistości, w konkrecie, w tym, co oglądane z bliska, wnikliwie obserwowane albo szczegółowo wyobrażone. Jakie jest Twoje?