Choć za oknem słońce, na dworze jest przyjemnie, ale żeby zdjąć z siebie ciężką kurtkę to jeszcze nie tem moment. Mimo wszystko sama świadomość, że wszystko, co najlepsze jest przede mną, napawa mnie wielką motywacją i działam, działam, działam! Wczoraj nie zdążyłam napisać paru słów, ale dziś zabieram się za to po prostu wcześniej. Takim sposobem najwyżej nie zdążę zrobić innej rzeczy, ale ta, ważna dal mnie, będzie zrealizowana.
Moje uczucia ostatnich dni mieszają się strasznie. Miesza się działanie z niedowierzaniem, pewność z niepewnością, a spokój z obawą. Po części wynika to z ilości informacji, jaka spada na każdego, choćby sam tego nie chciał. Nie włączam telewizji, nie uruchamiam nawet radia, zdecydowanie wolę trele ptaków za oknem, to mimo wszystko następuje taki moment w ciągu dnia, że patrzę na statystyki i słucham mądrych i bzdurnych wypowiedzi różnych ludzi, w zależności od tego komu dadzą głos.
Dziś jadąc do paczkomatu po przesyłkę wsiadłam do auta, w którym radio – zanim zdążyłam zareagować – przeniosło mnie w klimat powtórzonych pytań egzaminacyjnych dla maturzystów i szóstoklasistów. Ponoć te same pytania na egzaminach próbnych pojawiły się już sześć lat temu i rok temu, zupełnie jakby uczniowie nie uczyli się na podstawie danych historycznych… Inny news, nie mniej spektakularny, dotyczył szpitala jednoimiennego, który odmówił przyjęcia w poczet pacjentów chorych na koronawirusa.
Staram się jak mogę, aby te informacje nie powodowały oceny mojego subiektywnego spojrzenia na rzeczywistość, tylko aby podchodzić z większą rezerwą. Tak, tak… „niebo jest niebieskie, a trawa jest zielona”. I z tym sobie jakoś radzę, nie tracę energii na pierdoły. Gorzej, kiedy pomyślę sobie, ile jest dzieci, które we własnych domach nie czują się bezpiecznie i pragną z nich uciec, a nie mają dokąd… Myślę o tych dzieciach, które nie mają komu z dorosłych podać ręki, a nie wyjdą z domu bez opieki dorosłego… Myślę o tym, gdzie mają ukryć się dzieci przed dymem z papierosa i odorem przerawionego alkoholu… Myślę też o tym, co musi czuć wąż, pająk, żółwik, któremu bez pytania o zdanie zamieniono błotnisty kawałek ziemi na sterylne warunki w akwarium. Albo każde inne zwierzę, które musiało porzucić swoje naturalne warunki życia dla próżności człowieka, który musi dotknąć, potrzymać i wymiętolić. Ja chodzę na placach po ogrodzie, żeby wróbla nie spłoszyć, a tu takie hece… Ale miało być bez oceny. Nie można oceniać. Każdy prowadzi takie życie, na jakie pozwala mu jego świadomość lub jej brak zupełny. Bart mi kiedyś powiedział: „Są fotele i taborety”. Bardzo wymowne słowa, choć nie każdy dojrzy w nich głębszy sens. Ja dostrzegam. I każdy fotel i taboret ma swoje zastosowanie. Ma swoje przeznaczenie. Nie chodzi o to, aby wyciąć w pień wszystkie taborety.
Ale wracając do tematu, jestem myślami z tymi ludźmi, którzy stracili lub stracą pracę i będzie ich dużo kosztował powrót do normalności. Przed nami być może najcięższe chwile w naszym życiu i konieczność przystosowania się do zmian, choć nie takich, na jakie każdy z nas liczył. Nie wiadomo jak będzie ani co się wydarzy, więc szkoda tracić czas na snucie wizji. Możliwych scenariuszy może być wiele, nie ma sensu ich nawet teraz budować. Jedno jest pewne: przetrwają ci, którzy we wszystkim będą potrafili dostrzec sens. Tak było podczas zagłady w czasie drugiej wojny światowej, tak będzie i teraz. Choć nie mam zamiaru porównywać ze sobą tych dwóch sytuacji, to jednak każda trudność, jaka nas spotyka wymaga od nas reakcji. A to już jest indywidualna preferencja każdego z nas. Możemy się poddać (tak jak wspomniany przeze mnie Bruce Lee) tej sile i wykorzystać jej moc przeciwko niej, albo – bardziej karkołomnie – walczyć z nią, zmagać się, podważać zasadność, przeklinać i złorzeczyć.
A Ty co wybierasz?
Jest jeszcze jedna myśl, która tu w następstwie przyszła mi do głowy. Mianowicie taka otwartość na zmiany i elastyczność w działaniu jest potrzebna każdemu, każdej firmie, a szczególnie w czasach turbulencji. Jeszcze jak rekrutowałam pracowników to wiedziałam, że nasza firma, aby rozwijać się potrzebuje pracowników, między innymi z takimi kompetencjami. Więc badałam tę zdolność wśród kandydatów. Praktycznie zdecydowana większość odpowiadała twierdząco, że owszem, takie kompetencje to ich drugie imię, posiadają je i rozwijają.
A dzisiejszy obraz społeczeństwa – w mediach, w sieci – przestawia zupełnie coś innego. Ludzie nie radzą sobie po prostu ze zmianami i mają opór, silny opór przed sytuacją, na którą wcześniej nie byli przygotowani. Mówiąc w skrócie – zmiany, owszem, ale wybrane i tylko te, które są na lepsze w ich własnych wizjach. A to nie jest otwartość na zmiany. Życie nie jest stateczne i nigdy nie było. Ciągle coś się zmienia, ktoś się rodzi, ktoś umiera. Musimy się na to uodpornić, inaczej czeka nas bolesny czas.