Zdarza się coś, co budzi Twój sprzeciw. Nie godzisz się na to i głośno mówisz, że tak nie może być. Czasami sięgasz po łzy, czasami podnosisz głos. Chcesz przestraszyć rzeczywistość, wypłoszyć ją i zmienić jej kierunek. Najlepiej niech się przeniesie na kogoś innego. Byle tylko dała Ci spokój…
A tu nic się nie zmienia. Kolejny dzień, a słońce nadal wstaje. Bunt się nie sprawdza, nie przynosi zmiany. Próbujesz raz jeszcze, tylko mocniej; więcej łez i bardziej donośny krzyk. A im większy opór z Twojej strony, tym bardziej bolesna i nieugięta jest rzeczywistość.
To tak, jakbyś wchodził do ciemnego pokoju i chciał zapalić światło. Otwierasz drzwi i odruchowo sięgasz ręką po włącznik światła. Ani drgnie… Nadal ciemność. Uderzasz więc mocniej w tej ciemności, i nadal nic. Światło nie nastaje. Frustracja rośnie, a Ty uderzasz ręką jeszcze raz, tym razem jeszcze mocniej, aż boli, ale niewzruszona ciemność będzie panowała tak długo, jak długo nie zorientujesz się, że włącznik jest po drugiej stronie. Możesz walić w nieskończoność. Kopać, gryźć i drapać. Włącznik jest po prostu gdzieś indziej.
Podobnie robimy z życiem. Kwestionujemy to, co jest, bo wydaje nam się, że po naszemu będzie lepiej. A kiedy prośby nie przynoszą rezultatu, sięgamy po cięższe działa. Ta sytuacja może ciągnąć się latami. Może nawet całe życie. Dopóki nie zrozumiemy, że życie jest dokładnie takie, jakie być powinno. Każdy moment, choćby ten najbardziej bolesny, ma sens. I czegoś ma nas nauczyć. Możesz stoczyć setki walk, ale w każdej polegniesz z rzeczywistością. Ona wygra.
Włącznik światła jest gdzieś w tych ciemnościach, tylko musisz go znaleźć. Przyjrzyj się tej ciemności. Oswój ją. Jeśli starczy Ci sił, to zaprzyjaźnij się z nią. Może nawet ją pokochaj. W tym momencie, w chwili Twojej pełnej akceptacji, pojawi się włącznik, a światło nastanie.
Wiele ludzi czyni sobie wroga z rzeczywistości. Dlaczego ja, dlaczego mnie, dlaczego..? Być może w danej chwili po prostu nie ma odpowiedzi, co nie oznacza, że odpowiedź nie nadejdzie. Spójrz za siebie. Przypomnij sobie najgorszy moment swojego życia. Zapewne widzisz, że minął. Zapewne widzisz, że w jakiś sposób Cię zmienił. Ale też otworzył Cię na coś nowego, czego w tamtym momencie nie miałeś możliwości dostrzec.
Ja tak wolę. Tam, gdzie mam wpływ, tam działam. Tam, gdzie wpływu nie mam, tam grzecznie się podporządkowuję. Wierzę, że to, co najlepsze, jest jeszcze przede mną. Bacznie przyglądam się każdemu, kto stanie na mojej drodze. Obwąchuję, obserwuję i zastanawiam się czego ma mnie nauczyć. I z każdej takiej myśli płynie dla mnie ważna refleksja. I wcale nie jest łatwo. Tego nie mówię, ale wiem też, że rzeczywistość wolę mieć po swojej stronie, niż trwać samotnie po przeciwnej.
Chwila obecna ma moc. I dlatego nie wolno nam jej kwestionować. Naucz się akceptacji. Najpierw drobnych rzeczy i mało istotnych spraw. Bez zbędnych myśli, bez emocji. Zaakceptuj to, co jest, w ciszy. A gdy przyjdzie Ci zmierzyć się z czymś potężnym, będziesz przygotowany.
Mój pies, który niedawno zostawił mnie samą, nauczył mnie więcej, niż setki książek. Wypełnił moje życie trzynastoma latami pięknych wspomnień. Znosił wszystko, co niewygodne: samotność w domu, zbyt krótkie spacery, ograniczone pieszczoty. Mimo to, zawsze na mój widok zbierał energię. Potrafił cieszyć się tak bardzo, że trudno mi to opisać. Wystarczyła mu tylko moja obecność. Nie marudził, nie dąsał się, nie zmieniał pana. Akceptował mnie taką, jaka jestem. Zadowalał się rzucanym na podłogę promieniem słońca i grzał się w jego blasku. Pokazał mi też, że wszystko ma swój początek i koniec – to chyba najcenniejsza lekcja.
Warto uczyć się od mądrzejszych. A natura nam to daje. Jakoś lepiej sobie radzi z przeciwnościami, chociaż żyje na tym samym świecie. Czerpiąc te nauki faktycznie stwierdzam – po prostu tak jest łatwiej.