Śmiem twierdzić, że wyrażenie „otwartość na zmiany” to jeden z największych banałów używanych pospolicie przez kandydatów do pracy, firmy szkoleniowe i wszelakie inne organizacje. Szczerze mówiąc – mam wrażenie, że w dzisiejszym świecie każdy jest „otwarty” na zmiany, a przynajmniej tak deklaruje, choć rzeczywistość bywa daleko odmienna. Ta łatwość w szastaniu tym zwrotem bierze się stąd, że aby móc sprawdzić jej prawdziwość, potrzebna jest szczera rozmowa, a skoro nikt nie narzeka na nadmiar czasu, to trudno o weryfikację tegoż stwierdzenia. Efekt – skoro to modny i chwytliwy zwrot, używany jest nagminnie i bez poparcia w rzeczywistości.
Jeśli więc czytasz te słowa, to spójrz sobie w oczy i porozmawiaj ze sobą szczerze. Nie ma tu drugiej pary oczu, nie ma oceny. Jesteś Ty. Sam zobacz, czy zmiany, jakie są obecne w Twoim życiu, są przez Ciebie pożądane i czy faktycznie, z ręką na sercu, jesteś otwarty na ich przyjęcie.
To co… Wchodzisz?
Kiedy myślisz: „zmiana”, to co Ci przychodzi na myśl? Jakie są Twoje pierwsze skojarzenia? Poprzestawianie mebli w salonie, bo stary układ Cię znudził? Zmiana garderoby, gdy uda się zrzucić kilka kilogramów? Wybór innej drogi do pracy, kiedy nowa prowadzi wzdłuż odnowionego skweru? Odwiedziny nowego klubu fitness, aby poczuć różnicę i wybrać lepiej?
Nie każda zmiana ma pozytywny wydźwięk. Nie każda też dotyczy spraw mało skomplikowanych. Bywa, że przedmiotem zmian są sytuacje, na które nie jesteśmy zupełnie przygotowani. Co zrobisz, jeśli dziś otrzymasz wypowiedzenie z pracy? Co zrobisz, jeśli Twój szef złoży Ci propozycję nie do odrzucenia: wynagrodzenie dwadzieścia procent w dół? Co byś zrobił, gdybyś nagle musiał przeprowadzić się z jednego końca Polski na drugi? Co byś zrobił, gdyby bliska Ci osoba oznajmiła, że odchodzi? Co byś zrobił, gdybyś podczas rutynowej wizyty u lekarza usłyszał słowa: „to poważna choroba. Proszę przygotować się na różne scenariusze.”?
Pamiętam taki moment w życiu, kiedy po raz pierwszy zamiast mobilizować się do zmian, zaczęłam obawiać się utraty tego, co mam. Kiedy z własnej wygody i komfortu, zaniechałam podjęcia działań, bo efekt zmiany nie był pewny. Kiedy #strach zaczął kierować moimi decyzjami, albo ich brakiem. Zależało mi wtedy na utrzymaniu status quo. Nigdy nawet nie przypuszczałam, że los podejmie te trudne decyzje za mnie. Po prostu obudziłam się któregoś pięknego dnia w szpitalu, i właściwie tak już zostało, nie licząc krótkich przerw.
Otwartość na zmiany najlepiej jest zaobserwować na szpitalnych korytarzach. Są ludzie, którzy pomimo wyroków nie tracą radości do życia. Są ludzie, którzy trwając w niepewności, potrafią kierować swoje myśli na obszary życia zależne wyłącznie od nich. Ale są też tacy, którzy już przegrali, choć jeszcze piłka jest w grze.
A Ty kim jesteś? Którą grupę prezentujesz? Jak szybko potrafisz podnieść się po porażce? Jak szybko otrzepujesz poobijane kolana i idziesz dalej?
Ja wiem, nigdy się na to nie przygotujesz. Nigdy nie przewidzisz. Nigdy nie uodpornisz na przyszłość. Ale pokuś się o test i przez miesiąc odmów sobie czegoś. Czegokolwiek: słodyczy, alkoholu, papierosów, narzekania, wylewania żalów. Odmów sobie śmieciowego żarcia, glutenu, kawy. Odpuść sobie coś, z czym nie jest łatwo Ci się rozstać, co będzie wymagało od Ciebie trochę pracy i wysiłku. Pomimo tego, że wiem, że zdecydowanie wyjdzie Ci to na dobre, to przede wszystkim sam zobaczysz, na ile Twoja „otwartość na zmiany” ma poparcie w rzeczywistości.
Co o tym sądzisz? Czy według Ciebie jest sens odmawiać sobie czegoś, tylko po to, aby… No właśnie. Po co? A jeśli tak, to czego sobie dziś odmówisz?