Drugi maja. Dzień mojego odrodzenia. Dokładnie dwadzieścia cztery lata temu urodził się Karol, mój pierwszy jedyny Syn. Początek i koniec. Drugi maja to dzień Jego urodzin, a moje odrodzenie. Jakby część mnie narodziła się ponownie, w maleńkiej osobie Karolka vel Oskara. Dziś po dwudziestu czterech latach siedzę sama w Jego pokoju, stukam w tę klawiaturę, wychwalając dzień, który zmienił mnie na zawsze.
Niesamowite jest to, że towarzyszą mi te same emocje, które towarzyszyły mi również wtedy. Poczucie wszechpełnego spełnienia, ulgi w wyczekiwaniu, ale też obietnic, że zawsze będę, zawsze zrobię, zawsze dam to, co najlepsze.
Czy spełniłam swoje postanowienia? Chyba bardziej czuję żal do siebie, niż poczucie wypełnienia roli. Wiele rzeczy zrobiłam dobrze, ale również wiele źle. Wiele z nich nie powinny się wydarzyć, a mimo wzystko zdarzyły się i – wiem – mają swoje uzasadnienie.
Chyba najtrudniej mi jest kochać z zaufaniem w Niego samego. Przed wieloma rzeczami chciałabym przestrzec, wielu chciałabym oszczędzić, choć jednocześnie wiem przecież, że tę drogę musisz przejść Synu sam. Stoję z boku i patrzę jak obserwator, jednocześnie kochając bez ingerencji, wyczekując i modląc się, żebyś usłał Twoje życie różami. Płatkami róż.
Niosę Ci tort. Na torcie płoną świeczki, jest ich dwadzieścia cztery. Nie, nie zdmuchuj ich jeszcze, najpierw życzenie. Już? To teraz możesz zdmuchnąć. Najlepiej wszystkie na raz. Niech się spełni.
Pamiętaj, że zmysły są ograniczeniem. Ufaj im, ale wiedz, że oprócz nich również można kochać i doświadczać miłości. Nie musisz mnie widzieć, słyszeć, dotykać, żeby mnie kochać i doświadczać mojej miłości. Miłość znosi wszelkie granice, zmysłowe też. Miłość sięga dalej.
Życzę Ci, abyś wypełnił swoje życie misją, którą kiedyś odnajdziesz. Abyś pamiętał, że tak, jak rodzisz się sam, tak też kiedyś narodzisz się ponownie, przez potocznie zwaną śmierć. Ta śmierć, to odrodzenie, nigdy w to nie wątp. Każdy z nas kiedyś zmieni postać, tak jak drzewo, które najpierw daje cień łące i łaknie wody, a później zdobi wnętrze gabinetu, przybierając postać krzesła, kredensu, półki.
Ja zawsze będę Twoim cieniem, oddechem, śladem na trawie, dzięki Tobie, ciału z ciała. Kocham Ci jak stąd do księżyca, jak łąkę pełną kwiatów. Ty jesteś sensem mojego życia. Kocham Cię, mama.