Innowacja umiera nie na etapie kreacji, lecz na etapie wdrożenia. Łatwo jest wygenerować setkę znakomitych pomysłów, ale schody zaczynają się w procesie ich wprowadzenia w życie. Jest wiele firm, które w zgodzie z powszechnymi trendami korzystają z bezpłatnej mocy kreatywności swoich pracowników, nakłaniają ludzi do zgłaszania innowacji, ci budują pomysły warte miliony, które w ostateczności pokrywa kurz na magazynowej półce. Decydenci, którzy najpierw deklaratywnie przekonują, że warto zgłaszać pomysły, później dochodzą do wniosku, że nie mają one jednak szans na powodzenie. To tak, jakby wygrać szóstkę w LOTTO i nie zrealizować kuponu…
Brzmi niewiarygodnie? A jednak….
Znany wszystkim Xerox w latach 70 powołał ośrodek badawczo-rozwojowy PARC (Palo Alto Research Center), którego jedynym zadaniem było ciągłe poszukiwanie innowacji technologicznych. Zespół badawczy wywiązał się z zadania bezbłędnie. Dzięki jego pracy narodziły się takie koncepcje, jak mysz komputerowa (nieznana jeszcze wtedy nikomu), sieć lokalna, serwer poczty elektronicznej czy interfejs graficzny.
Wszystkie te pomysły były systematycznie zgłaszane zarządowi, który za każdym razem dochodził do wniosku, że pomysł nie sprawdzi się na rynku i nie ma szans na jego monetyzację. I nakłaniał do poszukiwań nowych pomysłów.
Tak się działo do momentu, w którym Xeroxa nie odwiedził jeden człowiek, mający szersze spojrzenie na innowację i nieco większą elastyczność, niż zarząd Xeroxa: Steve Jobs szukający inspiracji dla Lisy, osobistego komutera, nad którym wówczas pracowała firma Apple.
Jobs zachwycił się pomysłami zespołu badawczego, część z nich odkupił, część ponoć skopiował (ale to już inna historia), a zwieńczeniem jego działań był sukces Lisy w 1984 roku. Zdumień ze strony zarządu Xeroxa nie było końca. A jednak zwycięski kupon LOTTO przykryty był grubą warstwą kurzu…
Być może to przykład firmy, dla której innowacyjność i kreatywność to wyjątkowo wysoko pożądane kompetencje. Możliwe. Jednak myślę, że w każdej firmie poszukuje się pomysłu na nowy produkt, skrócenia drogi logistycznej czy ulepszenia jakiegokolwiek procesu, charakteryzującego działalność danej firmy. W każdej firmie dąży się do uszczuplenia lub zmiany starych, nieadekwatnych procedur. I w każdym z tych miejsc jest przestrzeń do realizacji pomysłu wartego miliony. Pytanie tylko brzmi, co zrobić, żeby wykorzystać tę moc?
Po pierwsze nie oceniać na etapie początkowym żadnego z pomysłów i nie skazywać go na przechowanie w magazynie. Po drugie dać do dalszego rozpatrzenia zespołowi potencjałów w firmie. Jest to zespół ludzi, który posiada silną motywację do działania i będzie próbował udowodnić, że inwestycja w nich firmie się opłaci. Można również wykorzystać świeżą krew w firmie i im powierzyć projekt. Nie każdy przecież pomysł jest tym, który warto prowadzić w kierunku jego realizacji, ale warto zadbać o zweryfikowanie każdej innowacji. A istnieje duża szansa, że zespół potencjałów firmowych lub nowo zatrudnionych osób zweryfikuje zgłoszone pomysły w sposób najbardziej obiektywny.
Po trzecie, o ile etap zgłoszenia pomysłów może być bezkosztowy, to etap przedstawienia drogi realizacji już bezkosztowy nie będzie. Nie mówiąc już o etapie właściwej realizacji pomysłu. Ale – jak pokazuje powyższy przykład, a także szereg innych przykładów z życia w polskich realiach – warto zaufać ludziom.
Kończąc przytoczę słowa amerykańskiego generała z okresu II wojny światowej Georga S. Pattona:
„Nigdy nie mów ludziom, jak coś zrobić. Powiedz im, co zrobić, a oni zaskoczą cię pomysłowością.”
A co Ty z tym zrobisz, zależy wyłącznie od Ciebie.
Szczerze polecam też książkę „Labirynt” Pawła Motyla, która była dla mnie inspiracją do napisania tego postu. Absolutnie wybitna pozycja dla wszystkich, którzy podejmują decyzje. Więc żeby je podjąć właściwie, polecam tę lekturę do poduchy. I nie przywiązujcie się do niej za bardzo, bo pochłoniecie ją w dwa wieczory!
A Ty jaką książkę polecasz?