Wczorajszy dzień zleciał mi tak szybko, że nie zdążyłam nic napisać. Dziś postanowiłam więc zabrać się do pisania nieco szybciej, żeby najważniejsze rzeczy mieć już za sobą. Choć zastanawiam się czy nie za szybkie tempo narzuciłam sama sobie i czy nie przesadzam z nawałem tych wszystkich zobowiązań. A być może odzwyczaiłam się już od pracy? Nie. Bardziej wydaje mi się, że praca, którą teraz wykonuje jest bardziej koncepcyjna, wymaga skupienia i koncentracji i to jest tym czynnikiem, który męczy po prostu. Ale to nic. Wystarczy mi krótka przerwa, wyjście na ogród, a moja regeneracja przebiega w błyskawicznym tempie.
Ostatnio przekonałam się, że to, co jeszcze niedawno wydawało mi się nic nie robieniem i marnotrawieniem czasu, dziś pokazuje się bezcenne. Zdałam sobie sprawę z tego, że to tylko nasz odbiór rzeczywistości w jakiś zagmatwany sposób powoduje, że wydaje nam się, że stoimy wciąż w tym samym miejscu. A to nieprawda. Idziemy do przodu dziarskim krokiem, rozwijamy się z każdym oddechem i aż mi głupio, że tego nie widzę. To tak, jak z dzieckiem koleżanki, którego nie widzisz przez miesiąc. Po miesiącu niedowierzasz własnym oczom, że niemowlak stał się dzieckiem, a dziecko chłopczykiem. Tak samo i ja, gdy spoglądam na siebie z perspektywy widzę, że żaden mój ruch, gest nie idzie w zapomnienie i że nawet najdrobniejsze słowo przybliża lub oddala mnie od moich celów.
Weszłam w wir pracy. Byłam tak wyposzczona, że teraz, gdy mogę robić to, co sprawia mi ogromną przyjemność, daję się wchłonąć bez reszty. Dzięki temu wiem co to znaczy flow. Co znaczy wykonywać pracę, której oddaje się całą siebie. Co znaczy zapomnieć o głodzie, zapomnieć o konieczności nastawienia obiadu czy uzupełnienia lodówki. Uwielbiam to uczucie. Myślę, że chyba nie ma człowieka, który by nie doświadczył podobnego uczucia, ale wiem, że tylko garstka ludzi doświadcza tego właśnie „połączenia”. Cieszę się, że jestem jedną z nich.
W tym stanie flow powstają mi w głowie pomysły, które chcę realizować, i realizować, a powstrzymuje mnie jedynie potrzeba snu i zmęczenie. Mówi o tym Csikszentmihalyi w swoim wielkim „Przepływie”. Chociaż ponoć to wielkie odkrycie, czytałam tę książkę z pełnym zrozumieniem, bo wiem, co Csi…mihalyi miał na myśli. Tak, wiem, nazwisko ma trudniejsze niż moje.
Tak się składa, że pomagam ludziom znaleźć pracę. Przekonałam się nie raz, że mam jakiś dar do tego, żeby patrzeć na ludzi przez ich talenty i szukać miejsc, gdzie te talenty mogą rozkwitnąć. Nie wiem jak to robię, trudno to wytłumaczyć. Właściwie chyba nic nie robię, a robi to za mnie ktoś lub coś. Moja rola polega tylko na tym, aby swobodnie pozwolić temu płynąć. Mała rola, uniżona, a jednocześnie wielka. To tak, gdy malarz biorąc pędzel pozwala na to, by sam malował. Jeśli tylko będzie próbował to kontrolować lub krytykować, wtedy ta siła zostaje zablokowana. Nie ma tu miejsca na ego. Wygrasz wtedy, gdy tylko się poddasz. Tylko wtedy, kiedy pozwalasz by Twoją ręką kierowała ta moc, a Ty sam zamiast nazwać się Twórcą, stajesz się narzędziem tej siły, może powstać dzieło sztuki.
Ja też się czuję jak malarz, kiedy potrafię wskazać ludziom kierunek rozwoju, którego wcześniej sami nie odkryli. Tak moja siostra została agentem nieruchomości z wielkimi sukcesami po krótkim czasie, tak ja zostałam tym, dziś jestem.