Dwa dni temu przyszła zamówiona przez mnie książka, piękna, jednak z najpiękniejszych. Otworzyłam pierwszą stronę, na której grubym czarnym pisakiem ktoś napisał ukochanej: „Z miłością, Agil”. Poczułam się jak podglądacz. Mimo wszystko przełożyłam stronę, a tam kolejne zapiski, tym razem ołówkiem, zapewne ukochanej, „pojmować zmysłami, doznawać intelektem”. Cała seria zapisów ręką kobiety na podarku prosto z serca od ukochanego Agila.
Nie mogę przejść koło takich rzeczy obijętnie. Kim był Agil i jego ukochana? Z jakiej okazji zakupił jej „Pasek i pianę” Khalila Gibrana? Co czuła ukochana, gdy czytała kolejne wersy i co podpowiadało jej serce, by zapisać swoje myśli? Czy oboje jeszcze żyją?
Patrzę na ten skarb prawdziwy wydawnictwa dolnośląskiego, rodem z Wrocławia, i myślę sobie, że książka wróciła do domu. Przejęłam ją pewnie z pełnym zamysłem, miałą trafić w moje ręce, aby docenić pióro autora „Proroka”.
To była moja jego pierwsza powieść. Powieść wstrząsająca, głęboka, zlana łzami, pachnąca stęchlizną domu, w którym wcześniej mieszkała. Czytałąm ją wolno, starając się zrozumieć każde słowo. Bez pośpiechu. Później przyszedł czas na ponowne jej odkrycie i znów nozdrza rozdarła ta sama stęchlizna. A treść tak bogata…
Kupiłam ją za siedem złotych. Tyle kosztowała mnie jej historia. Za tyle wyrwałam ją z uścisku mroku stęchlizny.
A dziś odmienna sytuacja, w której oprócz głębokiej treści, czytam historię pięknej miłości Agila i jego ukochanej, przypadkowych aktorów tej opowieści. Postanowiłam, że otworzę ją w przypadkowym miejscu i tu zapiszę to, co tam znajdę. Odkryjecie jej bogactwo, a ja podzielę się z Wami piękną historią.
Każdą myśl, którą w słowach uwięziłem,
czynami swymi uwolnić muszę.
0 komentarzy